piątek, 21 września 2012

Rozdział 3

Biegłam przez las, byłam zdyszana a pot płynął po mnie strugami. W pewnym momencie las się skończył i nastała ciemność, niczego nie było. Stałam sama pośrodku ciemności, choć miałam wrażenie, że ktoś mnie od dłuższego czasu śledził. Żołądek podszedł mi do gardła… spośród tej ciemności ujrzałam jakąś postać w kapturze a chwilę później rozległ się okropny dźwięk piły mechanicznej…
Obudziłam się z krzykiem, byłam zlana potem a dźwięk imitujący piłę mechaniczną to dźwięk kosiarki. Wstałam z łóżka i podeszłam do okna. Sąsiad z wielkim porannym zapałem kosił trawnik przed domem. Był to mężczyzna przypuszczalnie w wieku moich rodziców. Usiadłam przy oknie i obserwowałam go przez chwilę. Zawsze oglądając amerykańskie filmy, marzyłam o parapecie przystosowanym do siedzenia przy oknie. Tak właściwie cały pokój był urządzony dokładnie tak jakbym chciała. Było bardzo duże w białych i fioletowych odcieniach. Dywan był kremowy, misiowaty, swoją droga bardzo przyjemnie się po nim chodziło, od wschodniej strony pokoju miałam wyjście na balkon, który bym naprzeciwko mojego łóżka. Miałam także własną garderobę a w niej kącik dla siebie, który będzie idealnym miejscem, kiedy będę chciała na chwilę odizolować się od świata. Wpatrywałam się przez okno jeszcze przez jakiś czas, do momentu w którym mój brzuch odezwał się, że domaga się jedzenia. Wsunęłam kapcie na stopy i zbiegłam na dół do kuchni. Przy stole siedzieli wszyscy domownicy.
     - Cześć wszystkim – dałam rodzicom całusa w policzek a z bratem przybiłam piątkę. Zupełnie jak za starych dawnych czasów.
     - Cześć kochanie, śnił Ci się koszmar dzisiaj ? Bardzo głośno krzyczałaś. – spytał z wyraźną troską tata
     - Tak, ale nie ma do czego wracać. Co dziś na śniadanie ? – zmieniłam całkowicie temat. Odkąd pamiętam, zawsze kiedy mi się śniły koszmary, nigdy się nie budziłam, a już tym bardziej nie krzyczałam.
     - Zależy co chcesz, lodówka jest pełna do wyboru do koloru – całe zdenerwowanie, które towarzyszyło mamie cały wczorajszy dzień gdzieś uszło, na szczęście. Była taka smutna, przygnębiona, zupełnie jak nie ona, a dziś już jest tą samą, dawną, radosną kobietą. Bardzo się z tego cieszyłam.
     -W takim razie poproszę płatki na mleku – posłałam mamie ciepły uśmiech. Mama postawiła przede mną miseczkę wypełnioną po brzegi mlekiem i ulubionymi płatkami czekoladowymi. Zauważyłam, że Mikołaj odstawił talerz do zmywarki, zgarnął ze stolika telefon i klucze i skierował się do wyjścia.
     - Ekhm… pierwszy dzień w nowym mieście a ty już znikasz ? Nawet się nie rozpakujesz? – nie ukrywałam tego, że byłam naprawdę zdziwiona. Owszem Mike był osobą towarzyską i szybko nawiązywał kontakty z ludźmi. Uważałam, że czasami aż za szybko, co nie zawsze się dla niego dobrze kończyło. Najczęściej finał był prosty : bójka.
      - Sądzisz, że z uwagi że jesteśmy w nowym mieście, powinienem się zamknąć w pokoju i porządkować wszystko z góry na dół a jak już to skończę to walnę się przed telewizor i jedynymi ludźmi jakich poznam w Los Angeles to będą tutejsi prezenterzy telewizyjni? – miał rację. Cholera jak ja tego nie lubiłam i jeszcze swoją wypowiedź doprawił uniesionymi brwiami co oznaczało że jest pewien, że ma absolutną rację. Ale nie mylił się, miał ją. Musimy się zaklimatyzować, a im szybciej tym lepiej.
      - Nie jasne że nie, idź. A w ogóle wiesz gdzie pójdziesz ? - Przed siebie, poznam nowe miejsca, ciekawych ludzi. Też powinnaś tak zrobić, no chyba, że chcesz się zestarzeć w samotności a to powolny i bolesny proces… - wyszczerzył się jak zwykle a ja powstrzymywałam się od wybuchnięcia śmiechem.
      -Dobra idź już
      - Ale przemyśl to, jak coś jestem pod telefonem, możesz dzwonić a wybawię Cię z opresji – wybuchnął śmiechem
       - Dziękuje , o mój rycerzu. Przemyślę to. Uważaj na siebie. Za Mikołajem zamknęły się drzwi a niedawno skończony temat, wziął w obroty tata.
       -Sądzę, że twój brat ma rację. Powinnaś po śniadaniu się przejść po okolicy. Wcześniej czy później i tak Cię to czeka – jak zwykle przybrał swój ton „mądrego rodzica” ale skoro wszyscy uważali, bo i zerkając na mamę, pomimo, że na ten temat się póki co nie wypowiedziała, widziałam, że w duchu przyznaje rację męskiej części naszej rodziny. A więc trzech na jednego. W takim razie zgoda po śniadaniu się ogarnę i mogę ruszać na podbój LA. Dzień był dziś gorący. Założyłam moją ulubioną kwiecistą sukienkę, która sięgała mi do połowy uda i sandałki w kolorze karmelu. Dobrałam torebkę w identycznym kolorze co buty. Zgarnęłam, klucze, portfel i telefon. Zbiegłam na dół, w biegu poinformowałam rodziców, że wychodzę i nie wiem kiedy wrócę i wyszłam. Tak naprawdę nie wiedziałam gdzie pójść. Ciekawe gdzie poszedł Mike, może go spotka. Mam jedynie nadzieję że znów nie wplątał się w jakieś kłopoty. Skręciłam w prawo w słoneczną uliczkę i szłam cały czas prosto. Chwilę później przeszłam na drugą stronę ulicy gdzie znajdował się ogromny park. Chodziłam parkowymi alejkami. Dotarłam do pięknej marmurowej fontanny. Usiadłam na ławce naprzeciwko fontanny i obserwowałam ludzi.
       - Karolina ?! – spojrzałam za siebie. Mój wzrok napotkał wzrok wysokiego chłopaka z psem. Zaraz, zaraz, przecież to był Ian. Niebieskooki blondyn z samolotu. Myślałam, że na lotnisku widzieliśmy się po raz ostatni.
       - Ian? Hej! Co ty tutaj robisz ? – spytałam kompletnie zdezorientowana.
       - Ekhm…nie widać ? – zaśmiał się – spaceruje z psem. Sydney, chodź poznasz bardzo miłą panią – Sydney jak na zawołanie przydreptała do ławki i usiadła na ziemi tuż koło mnie. Ian postanowił pójść w ślady psa i zajął miejsce na ławce obok mnie.
       - Szczerze mówiąc myślałem, że już Cię nigdy więcej nie spotkam. Próbowałem wyciągnąć od Ciebie numer telefonu ale pobiegłaś za rodziną i nie miałem okazji. Sydney zaczęła lizać mnie po ręku a chwilę później wpatrując się we mnie zaczęła skomleć .
       - Dlaczego tak piszczy ? –zupełnie nie wiedziałam czego czworonożny przyjaciel Iana ode mnie oczekuje. Może chciała się pobawić. Chłopak wyciągnął z kurtki gumową piłeczkę, która za każdym przyciśnięciem piszczała.
       - Rzuć jej, Sydney to dość młody pies. Uwielbia zabawy. – jak kazał tak zrobiłam. Suczka poleciała w kierunku, gdzie piłeczka upadła, złapała ją radośnie w zęby i ponownie przyniosła ją mi. Oboje bawiliśmy się z psem około godziny. Była godzina 14, a ja zgłodniałam.
       - Muszę już wracać, obiecałam rodzicom, że wrócę na obiad. Może jeszcze kiedyś się spotkamy – posłałam blondynowi ciepły uśmiech, odwróciłam przed siebie. Ian nie odpuszczał dogonił mnie.
       - Poczekaj, może dasz mi swój numer, jakbyś chciała poznać lepiej miasto polecam się do usług – wyszczerzył się a pies zawtórował mu szczekaniem. Roześmiałam się.
       - No dobrze –wymieniliśmy się numerami i każde z nas poszło w inną stronę.
Kiedy skręciłam w nasza ulicę, zobaczyłam czarny sportowy samochód, z którego wysiadł jej… brat ? Czy to na pewno był Mike ? Nie wierzyła własnym oczom, podbiegła bliżej. Tak z samochodu wysiadł jej o dwa lata młodszy brat. Co tu jest grane ?
       - Mike! Mike do cholery co to ma być ? – samochód jeszcze stal przed domem a Mikołaj rozmawiał z kierowcą. Odwrócił się w zwolnionym tempie niczym ślimak
       - Karolina, o co Ci chodzi? – pokazał kierowcy na mnie i mu coś szepnął i wtem do obrony mojego brata wkroczył tajemniczy nieznajomy zza kierownicy. Wysiadł z auta.
       - Proszę się na niego nie gniewać. Tylko go podwiozłem
       - Taaa… no właśnie widzę. Sądzę, że nie było to konieczne. Ma sprawne nogi, mógł wrócić pieszo.
Mikołaj chodź już do domu, rodzice czekają na nas z obiadem. – Obróciłam się na pięcie i weszłam do domu. Chwilę później wszedł Mikołaj.
       - O co ty się tak wściekasz? Kumpel mnie podwiózł i tyle – wzruszył ramionami jak gdyby nigdy nic. No pewnie…
       - Kumpel ?! A od kiedy 16-latkowie wożą się po mieście drogimi sportowymi autami, w ogóle ten twój „kolega” nie wygląda mi na chłopca w twoim wieku, przecież on był starszy nawet ode mnie.
       - Zazdrosna jesteś ?! Że ja kogoś poznałem a ty nie ?! – podniósł ton i widac było, że wyprowadziłam go z równowagi
       - Mike nie zrozum mnie źle, ja się tylko martwię o Ciebie. Jesteś moim młodszym bratem i zawsze nim będziesz. – Z kuchni wyłoniła się mama - Co tu się dzieje?! Co to za krzyki? …

______________________________________________________________________

I oto jest kolejny rozdział. Jak się wam podoba ? Pewnie zastanawiacie się kiedy do akcji wkroczą BTR ?? nie martwcie się, już niedługo. Do następnego piątku ;)
Każdy komentarz to dla mnie ogromna motywacja do pracy, więc zostaw ślad po sobie ;)

3 komentarze:

  1. Fajny rozdział. Ale nie kumam o co się wściekła xD. Nie mogę doczekać się nn i jak wkroczy BTR :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Sydney i Ian kurde mam rozkime o co chodzi, Karolcia wiesz że ja z cb to wyciągne. A rozdział wciągający i ogólnie no niesamowity <3

    OdpowiedzUsuń
  3. ej! czemu tu nie ma mojego komentarza?! no jak ja mogłam? ;o ale no super, super ;D ja tam wiem co z Sydney i Ianem ^^ i czekam na piątek ;)

    OdpowiedzUsuń