piątek, 26 października 2012

Rozdział 7

Odeszłam na bok aby zapoznać się z grafikiem. Chowając portfel do torby zauważyłam znajomą twarz. Nasze oczy się spotkały, ale on spuścił wzrok i poszedł w drugą stronę zupełnie tak jakby mnie nie zauważył. Co się do licha dzieje.
        - Hej, Ian zaczekaj
        - Przepraszam spieszę się – wyrzucił z siebie jedno krótkie zdanie na odczepnego. Podbiegłam do niego i złapałam go za ramię
        - Czemu ty mnie unikasz?! Stało się coś ? – naprawdę nie wiedziałam o co temu chłopakowi chodzi. Na początku jest miły, stara się ze mną umówić a teraz jakby nigdy nic, zupełnie jakbyśmy się nie znali.
        - Puść mnie spieszę się – wyrwał ramię z mojego uścisku
        - Ian czy cos się stało?!
        -Lepiej wracaj do swojego chłopaka! – uniósł swój ton a jego tętnica na szyi stała się znacznie wyraźniejsza. Czym on się tak zdenerwował? I o jakiego chłopaka mu chodzi, przecież nie jestem z nikim w związku.
        - Z jakim chłopakiem? O co Ci chodzi. Naprawdę myślisz, że mieszkając parę dni w LA ma tyle znajomych, że z tej ilości ledwo ich imiona pamiętam a do tego mam jeszcze chłopaka? Myślałam, że jesteś inny, ale ty od tak sobie oceniłeś mnie zbyt pochopnie i w dodatku na jakiej podstawie? – wyprowadził mnie z równowagi. Prawda na początku naszej znajomości bardzo mi się spodobał i zauroczył mnie swoją osobowością ale teraz doprowadzał mnie do szału. Ocenił mnie bez podstaw. Może mu się wydawało, że to ja powinnam zabiegać o jego względy.
        - A ten koleś z parku ? – na jego ustach pojawił się złośliwy uśmieszek, jego wyraz twarzy mówił „przyłapana na gorącym uczynku”
        - koleś z parku to mój młodszy brat. Powinieneś pamiętać go z samolotu, ale widać byłeś zbyt bardzo skupiony na sobie i nie odnotowałeś żadnych szczegółów. – uznałam naszą rozmowę za skończoną, więc odwróciłam się a swoje kroki skierowałam do drzwi.
       - Karolina zaczekaj! Porozmawiajmy – teraz to jemu zależało na rozmowie.
       - Przepraszam ale chyba się spieszyłeś
       - Daj mi wszystko wytłumaczyć, bardzo Cię proszę – chwilę się zastanowiłam, w sumie byłam ciekawa co ma mi do powiedzenia.–To jak zgadzasz się ? Dasz mi szansę na wytłumaczenie się
       - Dobrze zgadzam się -Teraz mam jeszcze zajęcia ale może za dwie godziny ? Co ty na to ? Pasuje Ci? – podejrzanie dziwnie mu zależało, zastanawiało mnie to dlaczego.
       - Dobrze będę czekać u siebie w domu – dałam mu do zrozumienia, że dałam mu tą szansę jedynie z litości
        - Do zobaczenia
Do domu wracałam dłuższą drogą, chciałam sobie wszystko porządnie przemyśleć. Zastanawiałam się co tak naprawdę czułam do niedawno poznanego chłopaka. Myśli kłębiły mi się w głowie. Wstąpiłam do kawiarni, kupiłam ukochaną Caramel Machiatto. Z gorącym styropianowym kubkiem usiadłam na ławce na obrzeżach parku i przyglądałam się z pozoru zwyczajnemu życiu ludzi. Matki bawiące się z swoimi dziećmi, właściciele biegający dookoła parku ze swoimi pupilami. Zawsze marzyłam o psie, ale rodzice się nie zgadzali ponieważ w Polsce mieliśmy małe mieszkanie, no ale teraz mamy duży dom z ogrodem, hmmm… doszłam do wniosku, że chyba czas najwyższy pogadać o tym z rodzicami. Siedziałam tak jeszcze jakiś czas. Z zamyślenia wyrwał mnie dzwonek mojego telefonu. Nacisnęłam zieloną słuchawkę i przycisnęłam telefon do ucha.
       - Halo ?
       - Karolina, gdzie ty jesteś ? – Mike wrzasnął tak do słuchawki, że odruchowo odsunęłam rękę z telefonem od ucha.
       - Zwariowałeś ?! Nie wrzeszcz tak, stało się coś ?
       - Wracaj do domu. Przyszedł tu ten chłopak z lotniska, powiedział, że byliście umówieni. Cholera jasna, na śmierć o nim zapomniałam.
       - Dobra już idę, będę za 5 minut. Wpuść go do domu i powiedz żeby na mnie zaczekał.
       - Myślałem, że kulturalniej będzie go zostawić za drzwiami, dzięki za uświadomienie mnie – sarkastyczna wypowiedź Mikołaja tak mnie rozbawiła, że wybuchłam śmiechem. Ruszyłam szybkim krokiem w stronę domu. Obawiałam się tego spotkania. Skręciłam w uliczkę i po chwili znalazłam się w domu. Wparowałam do salonu gdzie siedział Ian z moim bratem. Na szczęście nie było rodziców w domu. Od razu zaczęły by się pytania, kto to? Skąd go znam? Czy jesteśmy razem? Taka typowa rodzicielska gadka.
      - Hej, to jak idziemy ? – z kanapy podniósł się blondyn. Cos sprawiało, że wystarczyło jedno moje spojrzenie w jego kierunku a rozpływałam się. Przecież to niemożliwe, abym się w nim zakochała, znam go kilka dni. Podobał mi się to muszę przyznać.
      - Tt..tak – byłam zdenerwowana, nie wiedziałam czego się spodziewać po tej rozmowie. Chłopak posłał mi ciepły uśmiech i oboje ruszyliśmy do drzwi. Nastała długa, niezręczna cisz między nami- To gdzie chcesz mnie zabrać ? – postanowiłam przerwać milczenie.
      - Chciałbym aby to była niespodzianka
      - W takim razie chodźmy już -Tak sobie myślę, że chyba lepiej będzie jak tam pojedziemy samochodem – w tym samym momencie wskazał mi ręką na czarne, sportowe auto i pokierował mnie do niego. Wsiedliśmy i po chwili byliśmy już w drodze. Muszę przyznać, że Ian bardzo szybko jechał, aż przeszły mnie ciarki, choć z drugiej strony nawet mi się podobało. Mimo to chłopak chyba się zorientował bo po chwili spytał…
      - Mam zwolnić ? Boisz się?
      - Nie jest w porządku, tylko…
      -…tylko co ? – posłał mi uśmiech, który jak mniemam miał mi dodać otuchy.
      - tylko jestem nieprzyzwyczajona do takiej szybkiej jazdy, ale jeśli musisz wiedzieć oprócz ciarek na moim całym ciele nawet mi się to podoba. Ian wyciągnął rękę w stronę radia, włączył je i pogłośnił. Zaczął śpiewać piosenkę, która aktualnie leciała w stacji. Piosenki nie znałam, ale bardzo mi się podobała. Pogubiłam się już kompletnie w moich uczuciach. Nie wiedziałam co do niego czułam. W jednej minucie czułam nienawiść, w drugiej pragnęłam spoglądać w jego ciepłe oczy jak najdłużej. Jechaliśmy w milczeniu tzn. Ian podśpiewywał sobie pod nosem a ja siedziałam i wsłuchiwałam się w jego głos. Po około dwudziestu minutach jazdy znaleźliśmy się na parkingu jednej z kalifornijskich plaż.
      - Hmmm plaża ?
      - Nie podoba Ci się ? Możemy pojechać gdzieś indziej jeśli tylko chcesz
      - Za bardzo się spinasz, podoba mi się, jako dziecko uwielbiałam jeździć na plaże z rodzicami i kąpać się w wodzie.
      - w takim razie chodźmy, znam wspaniałe miejsce tu na plaży, gdzie będzie można spokojnie porozmawiać

_______________________________________________________________
Jak wrażenia po następnym rozdziale? BTR...no właśnie kiedy oni się pojawią, spokojnie przełom 9/10 rozdział więc cierpliwości kochane. Jest szansa że w przyszłą środę dodam rozdział jako bonusik oczywiście w piątek zapraszam wszystkich standardowo.

Jeśli czytasz, pozostaw po sobie komentarz to bardzo mobilizuje :)

sobota, 20 października 2012

Rozdział 6

Rano zeszłam na śniadanie. W kuchni nie zastałam nikogo. Podgrzałam sobie mleko, nasypałam musli do mojej ulubionej miseczki, zalałam ciepłym już mlekiem. Usiadłam w salonie na kanapie i włączyłam cicho telewizor, tak aby nie obudzić domowników. Bardzo denerwowały mnie tutejsze reklamy. Nie chodzi mi o ich treść raczej o to że są tak często i są tak długie. Tragedia… Z braku sensownych propozycji włączyłam MTV, oglądałam z zaciekawieniem kolejne klipy. Jeden szczególnie mi się spodobał, niestety nie zapamiętałam tytułu piosenki tak aby móc odtworzyć sobie klip na youtube. Do salonu wpadł Mikołaj w tym samym momencie kiedy w telewizji rozpoczęły się reklamy.
      - Siema, jest cos dobrego do żarcia?
      - Czy ja wiem… za dużo w tej lodówce to nie ma, dlatego ja wybrałam musli , ale zdaje mi się że już nie ma więcej mleka.
      - Ubieraj się
      - Co?! Dlaczego ? – owszem byłam zaspana ale naprawdę nie rozumiem dlaczego mam się ubrać
      - Idziesz ze mną do sklepu
      - Po co ?
      - Sama stwierdziłaś, że w lodówce nie ma nic sensownego do jedzenia a w sklepie zrobimy zakupy, rozumiesz już ?
      - Rozumiem, ale ja już swoje śniadanie zjadłam – szczerze nie chciało mi się dzisiaj nigdzie wychodzić.
      - Idziesz ze mną! A co jeśli się zgubie ? Powiem wtedy rodzicom że odmówiłaś pomocy młodszemu bratu, który wyraźnie jej potrzebował.
      - Skoro się zgubisz i nie będziesz wiedział jak wrócić, to rodzicom nie powiesz no bo jak…
      - Zapomniałaś że żyjemy w XXI wieku. Istnieją telefony komórkowe, słońce – wystawił język w moją stronę, ughh… kurde nie cierpię kiedy ma rację a mnie brakuje argumentów.
      - Dobra daj mi 5 minut.
      - Za 2 minuty widzę Cię na dole, głodny jestem.
Bla, bla, bla czy mężczyźni zrozumieją kiedykolwiek że my kobiety potrzebujemy czasu na to i owo. Umyłam zęby, uczesałam się w zwykłego kucyka, umalowałam się, ubrałam i po 10 minutach zbiegłam na dół.
      -Czy ty masz problemy z zegarkiem?
      -Nie marudź chodźmy już – wywróciłam oczami i pociągnęłam go w stronę drzwi wyjściowych. Skręciliśmy po paru metrach w ruchliwą uliczkę a po 3 minutach znaleźliśmy się w sklepie. Popędziliśmy do regału z pieczywem, kupiliśmy więcej bułek, także dla rodziców na śniadanie, kupiliśmy mleko, sok pomarańczowy, ser biały. Od paru dni miałam ochotę na coś słodkiego, więc oboje z mikołajem skierowaliśmy swoje kroki do regału ze słodkościami. Długo się zastanawialiśmy co wybrać. Każde z nas miało ochotę na co innego. Ostatecznie wybraliśmy owsiane, czekoladowe, kruche ciasteczka. Uwielbiałam je. Może Mikołaj nie dałby się za nie pokroić ale też je lubił. Na koniec zajrzeliśmy jeszcze na regał z gazetami. Wybrałam sobie dwa tutejsze pisemka. Jedno o modzie, urodzie itp. a drugie to było pismo typowo plotkarskie ale dla zabicia czasu, czasem lubię je przekartkować. Poszliśmy do kasy, opłaciliśmy swoje zakupy i wyszliśmy ze sklepu. Wracając do domu, przechodziliśmy obok budki z goframi. Oboje je kochaliśmy, zwłaszcza z bitą śmietaną i polewą czekoladową. Bomba, nie tylko kaloryczna, ale także smakowa. Szliśmy do domu w milczeniu, zadowalając nasze kubki smakowe. Droga nie była długa, więc po chwili znaleźliśmy się w środku naszego nowego lokum. Odnieśliśmy zakupy do kuchni i rozpakowaliśmy siatki. Mieliśmy dzień dobroci dla wszystkich bez wyjątków. Postanowiliśmy zrobić naszym kochanym rodzicom śniadanie. Zaparzyliśmy kawę, zrobiliśmy kanapki z jeszcze gorących bułeczek. Nakryliśmy do stołu w jadalni a po 5 minutach do kuchni weszli mama i tata.
     - Nie mówcie, że to dla nas, bo szczerze ciężko będzie mi uwierzyć - spojrzał ze zdumieniem w oczach na stół tata. Widziałam, że ledwo wstrzymywał się od śmiechu.
     - Nie stwarzaj z nas obrazu potworów, mamy serce i uczucia i…
     - Dobra, już dobra nie przesadzaj z tym co macie a czego nie macie, skoro już przygotowaliście śniadanie to chętnie się za nie zabiorę, w końcu taka okazja trafia się kto wie może raz na parę lat albo raz w życiu.
     -Bez przesady – mruknęłam, zdając sobie sprawę z tego jak bardzo wykorzystywaliśmy naszych rodziców nie robiąc dla nich nic znaczącego. Skierowałam się do swojego pokoju, włączyłam muzykę i zaczęłam przeglądać gazetę, którą kupiłam na dzisiejszych zakupach. Nie miałam ochoty się zagłębiać w wszystkie artykuły, więc z reguły przeglądałam zdjęcia. Mój wzrok przyciągnęła reklama centrum fitness a mianowicie w gazecie promowane były nowe zajęcia taneczne. Od dziecka uwielbiałam tańczyć, od szóstego roku życia uczęszczałam na zajęcia taneczne. W prasie podany był adres internetowy gdzie mogę uzyskać więcej informacji. Włączyłam swojego laptopa i wystukałam internetowy adres w Google. Zajęcia odbywały się 3 razy w tygodniu. Zapisy trwają do końca tego tygodnia. W Los Angeles mieszkam od paru dni, więc jeszcze nie znałam miasta za dobrze, a właściwie wcale. Podany adres nic mi nie mówił. W Internecie sprawdziłam czy do studia mam blisko czy daleko. Głupi to ma szczęście! Klub fitness znajdował się około 15 minut drogi od domu, więc całkiem niedaleko. Pomysł uczęszczania na zajęcia taneczne naprawdę bardzo mi się podobał, tym bardziej, że dopiero zaczęły się wakacje a ja nie mam zamiaru przez najbliższe dwa miesiące leżeć brzuchem do góry i nic nie robić. Zapisałam adres na karteczce, wsadziłam ja do portfela, wzięłam torbę i zeszłam na dół. W salonie siedziała cała moja rodzinka.
     - Gdzieś wychodzisz ? – spytała mama
     - Ymmm… - nie bardzo wiedziałam od czego zacząć – w gazecie widziałam reklame centrum fitness, gdzie odbywają się zajęcia taneczne. Sprawdziłam w Internecie wszystkie szczegóły, klub znajduje się 15 minut drogi od domu, więc generalnie niedaleko, cena nie jest wysoka, zajęcia odbywają się 3 razy w tygodniu no a pomyślałam, że skoro rozpoczęły się wakacje to nie będę się obijać. Wiecie jak bardzo kocham taniec. Idę się zapisać, zapisy trwają do końca tego tygodnia, mam nadzieję, że jeszcze będą wolne miejsca.
     - Uważam, że to bardzo dobry pomysł. W pewien sposób się tu zaaklimatyzujesz, poznasz nowych ludzi – na twarzy taty pojawił się szeroki uśmiech, za którym tak bardzo tęskniłam.
     - Aktywne wakacje dla leniwych ? – wybuchła śmiechem mama
     - Coś w tym stylu… To jak mogę iść ?
     - Pewnie, że tak - Byłam bardzo szczęśliwa. Znam siebie samą i wiem, że jak już coś sobie postanowię to dążę do tego do samego końca, tak było i teraz. Mogłabym przez najbliższy czas gadać o tym jak się cieszę, że będę robić coś co lubię. Do klubu wybrałam drogę na skróty. Przeszłam przez park i po paru minutach znajdowałam się przed drzwiami dużego, oszklonego budynku, w którym mieściło się centrum fitness. Przeszłam przez obrotowe drzwi i podeszłam do drewnianego kontuaru. W recepcji siedziała młoda dziewczyna, wydawała się bardzo sympatyczna.
     - Dzień dobry, w czym mogę pomóc ? – zapytała uśmiechając się
     - Dzień dobry, chciałabym zapisać się na zajęcia taneczne, czy są jeszcze wolne miejsca? – w duchu się modliłam, aby udało mi się zapisać
     - Zostały jeszcze 3 wolne miejsca, te zajęcia cieszą się bardzo dużym powodzeniem, ma pani szczęście. Poproszę wypełnić formularz – kobieta podała mi kartkę i długopis. Wypełniłam wszystkie wymagane pola i zwróciłam z powrotem formularz i pisak. Wyciągnęłam portfel i uiściłam opłatę.
     - Tutaj jest grafik zajęć, karta uczestnika. Pierwsze zajęcia odbędą się za 2 dni. - Dziękuję bardzo, do widzenia
     - Do widzenia. Odeszłam na bok aby zapoznać się z grafikiem. Chowając portfel do torby zauważyłam znajomą twarz. Nasze oczy się spotkały, ale on spuścił wzrok i poszedł….

____________________________________________________________________

No i oto jest rozdział 6, który miał się pojawić tydzień temu niestety z braku czasu dodaje go dopiero dzisiaj. Jak myślicie kogo spotkała w klubie ? Podobało się ? zostaw komentarz to ogromna motywacja do dalszej pracy :)

piątek, 5 października 2012

Rozdział 5



Kiedy Mikołaj poszedł w stronę kolejki, dosiadł się do mnie nieznajomy chłopak, który przyglądał mi się przez cały wieczór. Zaczynałam się go lekko obawiać. Nie znam miasta a tym bardziej jego mieszkańców. Było już dobrze po 23 a mnie robiło się coraz zimniej. Podciągnęłam kolana do brody i skuliłam się. Całe moje ciało odczuwało zimno przez co cała się trzęsłam. Zerknęłam kątem oka na chłopaka siedzącego obok. Wyglądał na zmartwionego, przygnębionego.
       - Jest Ci zimno ? – mój towarzysz z ławki zadał mi pytanie. Szczerze bardzo mnie to zdziwiło. Właściwie dlaczego on mi się tak przyglądał, dlaczego teraz siedzi ze mną i dlaczego teraz próbuję nawiązać rozmowę ? Przecież się nie znamy.
      - Nie! – warknęłam. Cały czas biłam się z myślami czego ten koleś ode mnie chce.
      - Przecież widzę…- na twarzy Latynosa pojawił się uśmiech. Zdjął swoją bluzę i okrył nią moje gołe ramiona
      - O co Ci tak właściwie chodzi?! – lekko uniosłam głos bo cała ta sytuacja zaczynała mocno działać mi na nerwy.
     - Ja tylko ch… - Do chłopaka podbiegł jakiś facet, na oko w jego wieku, przez co Latynos nie dokończył zdania.
     - Stary, musimy wracać
     - Daj mi jeszcze chwilę, proszę… - Nie zdawało mi się, chłopak był naprawdę przygnębiony czym a ja na niego niepotrzebnie naskoczyłam. Ja to zawsze cos odstawię…
     - Słuchaj, Jessica miała wypadek, dupa w troki i lecimy.
Na te słowa chłopak poderwał się z ławki i zaczął biec w stronę parkingu.
     - Hej! Zaczekaj, zostawiłeś swoją bluzę! – poderwałam się z ławki i zaczęłam biec w kierunku w którym udał się Latynos z nadzieją, ze uda mi się go dogonić. Kiedy dotarłam na parking, chłopcy wsiedli do samochodu i odjechali z piskiem opon. Super! I co ja teraz mam zrobić z tą bluzą, przecież nic nie wiedziałam o tym chłopaku. Wróciłam z powrotem na teren wesołego miasteczka. Po chwili w tłumie dostrzegłam zdezorientowanego Mika stojącego przy ławce, na której jeszcze chwilę przed siedziałam.
       - Karolina do cholery, co ty wyprawiasz. Wiesz jak się przestraszyłem?! Gdzie ty byłaś? Nie tak się umawialiśmy, miałaś czekać tutaj na mnie, ja wracam a Ciebie nigdzie nie ma. Zadzwoniłbym ale tak szybko mnie z domu wyciągnęłaś że nie wziąłem ze sobą telefonu. Nie rób mi takich numerów bo nigdzie więcej z tobą nie pójdę. – całe te zdenerwowanie mojego brata tak mnie rozbawiło, że wybuchłam śmiechem  – Co cię tak bawi co ?!
       - Ja też tak Ci truję głowę ? Kurczę faktycznie masz ze mną niezłe jazdy. – na te słowa Mikołaj trochę się rozluźnił.
       - Wracajmy już – poczochrał mi włosy i pchnął do przodu.
Szliśmy w dość wolnym tempie. Rozmawialiśmy ze sobą cały czas się głośno śmiejąc.
       - Tak właściwie skąd masz tą bluzę ? Z tego co pamiętam byłaś bez żadnych okryć wierzchnich przez co było Ci cholernie zimno… co książę Ci ją podarował w zamian za piękny uśmiech. – walnęłam się w czoło. Kompletnie zapomniałam o tej bluzie. Cholera! Co ja mam z nią zrobić ? Muszę jakoś znaleźć tego chłopaka z luna parku i z wrócić mu jego własność. Czułam że mimo wszystko się zarumieniłam. Zalała mnie także fala gniewu, jak mogłam tak potraktować tego chłopaka, próbował tylko zagadać, widziałam, ze był smutny a mimo wszystko uniosłam ton głosu na niego.
      - Długa historia. Jedno jest pewne, musze odnaleźć właściciela i mu ją zwrócić. Tylko zupełnie nie wiem jak się do tego zabrać. Nie wiem nic o chłopaku który mi ją podarował. Co lepsze nie wiem nawet jak ma na imię. To jak tkwienie w martwym punkcie. Może rozwieszę ogłoszenie… nie kurde to zły pomysł… Mike co ja mam zrobić z tą bluzą?
       - Jeśli chłopak, który Ci ją pożyczył będzie chciał ja odzyskać, sam Cię odszuka. Tak Ci radzi młodszy, co nie znaczy że głupszy brat. – dałam mu kuksańca w ramię. Kiedy doszliśmy do ulicy na której stał nasz dom, było bardzo ciemno. Jedyna latarnia, która się paliła, znajdywała się na drugim końcu ulicy.  W naszym domu nie paliło się ani jedno światło. Otworzyliśmy drzwi. Wchodząc, przepychaliśmy się w rezultacie czego Mikołaj potknął się i wywalił prosto w doniczkę z kwiatkiem. Zgięłam się w pół ze śmiechu. Mikołaj wstał z podłogi obrócił się twarzą do mnie a wtedy wybuchłam jeszcze większym śmiechem. Całą twarz miał w ziemi doniczkowej.  Posłał mi groźne spojrzenie i zaczął mnie gonić. Wbiegłam po schodach na górę. Otworzyły się drzwi od pokoju rodziców a ja na nie wpadłam i upadłam do tyłu. Teraz role się odwróciły. To ja byłam wściekła a Mikołaj stał u szczytu schodów i smiał się tak mocno, że cały był czerwony.
      - No i czego rechoczesz ? – posłałam mu spojrzenie z typu „ jeszcze chwila i spadniesz z tych schodów”. Zasłonił usta, dłonią ale i tak wiedziałam, ze ledwo się powstrzymuje od śmiechu. Z pokoju rodziców wyszła mama w swojej kolorowej satynowej podomce, przywiezioną z Japonii, którą dostała od taty na rocznicę ślubu.
      - Boże, dzieci, jak już decydujecie się wracać tak późno do domu to starajcie się przynajmniej nie hałasować tak, że budzicie wszystkich domowników.
      - Przepraszamy. – rzekliśmy chórem, niczym skruszone szczeniaczki, na których sam widok mięknie serce.
      - No już dobra, mam nadzieje że na przyszłość będziecie pamiętać a teraz grzeczne dzieci pójdą się myć i spać.
Oddaliliśmy się od pokoju rodziców w dwie strony, mikołaj do swojego pokoju a ja do swojego. Nasze pokoje znajdywały się w odległych kątach korytarza. Zgarnęłam piżamę i poszłam do łazienki na dole, ponieważ byłam niemalże pewna, że mikołaj zdążył się już wpakować do łazienki na piętrze. Wzięłam szybki prysznic, zmyłam makijaż, umyłam zęby, przebrałam się w moją ulubioną piżamkę z Disneya i udałam się na górę. Przy schodach siedział Mike.
      - Pomyliłeś pomieszczenia, twój pokój jest tam – wskazałam ręką i zaczęłam się smiać
      - Strasznie śmieszne – wystawił język, złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę swojego pokoju.
      - Co ty do licha wyprawiasz ? Chce mi się spać.
      -Wyluzuj staruszko. Siadaj – z szafy Mike wyciągnął butelkę wina.
      - Eeee ? Skąd to masz ?
      - Kurcze Karolina nie zgrywaj świętej. Nie daj się prosić. Z bratem się nie napijesz za dobry początek w nowym miejscu.
      - W sumie, rodzice nie muszą się o tym dowiedzieć… czemu nie. Nalewaj.
Siedzieliśmy w pokoju Mikołaja do godziny czwartej nad ranem. Opróżniliśmy całą butelkę, przy tym wspominając od dzieciństwa po ostatnie tygodnie. Cieszyłam się że mam tak dobry kontakt z bratem. Wiele moich koleżanek było skłóconych z rodzeństwem. Nigdy nie potrafiłam tego zrozumieć. Przecież brat czy siostra to ważna cześć rodziny a nie jakiś wujek z którym nie utrzymuje się kontaktu. Z pokoju Mike ledwo doszłam do swojego. Czuję, że rano będzie kat zabójca. Nawet się nie zorientowałam kiedy zasnęłam.
Obudziłam się ,a raczej Mikołaj mnie obudził trzaskając drzwiami.
     - Hej, kolego ja spałam poza tym następnym razem staraj się wchodzić znacznie ciszej, głowa mnie tak boli, ze ty sobie nie wyobrażasz. Stało się coś?
     - Ojciec rano wparował do mojego pokoju, nie zdążyłem posprzątać po wczorajszym wieczorze, więc zastał na podłodze dwa brudne kieliszki i pustą butelkę. Oboje z mamą są na nas wściekli.
     - co robimy? – spytałam nie wiedząc jak idiotycznie wczoraj postąpiliśmy.
     - Mamy oboje zejść na dół.
     - Kurde, czuję, ze będzie niezły dym
     - I się nie mylisz. Są naprawdę wkurzeni. Szczerze powiedziawszy pierwszy raz ich widzę takich wkurzonych.
     - Chodźmy chcę mieć to już za sobą.
Zeszliśmy na dół ze spuszczonymi głowami, bałam się im spojrzeć w oczy. Z tego co zauważyłam, mikołaj też się bał tej rozmowy.
     - Usiądźcie – zarządził tata z sroga miną. Fakt, jeszcze nigdy go nie widział tak wkurzonego. Jak powiedział tak zrobiliśmy. Usiedliśmy wciąż ze spuszczonymi głowami.
     - Oboje z matka staramy się wychować na pożadnych ludzi i z pewnością nie będziemy tolerować alkoholizmu czy innych używek. Jako że sytuacja ta miała miejsce pierwszy raz skończy się tylko na naganie ale musicie być świadomi, że kolejny taki wybryk będzie karany. Nie będę dowodził czyj to był pomysł bo oboje jesteście tak samo winni, jesteście naszymi dziećmi i pragniemy dla was jak najlepszego życia.
     - Przepraszamy, obiecujemy, że to był pierwszy i ostatni raz.
     - Ufamy wam, ale pamiętajcie, że zaufanie też można stracić łatwiej niż odzyskać – tym razem głos w dyskusji zabrała mama.
     - Wiemy, przepraszamy.
     - Możecie już iść
Oboje z Mikołajem skierowaliśmy się na górę. Weszłam do pokoju, włożyłam słuchawki do uszu i słuchałam muzyki na full przez dobre dwie godziny.

_________________________________________________________________________

Kolejny rozdział już jest. BTR coraz bliżej uzbrójcie się w cierpliwość :D Jak wam się podoba ? ;)