piątek, 28 września 2012

Rozdział 4

        - Co tu się dzieje?! Co to za krzyki?... – z kuchni wyłoniła się mama. Mikołaj posłał mi porozumiewawcze spojrzenie, które oznaczało, że zasada obowiązująca nas od dzieciństwa, która dotyczyła tego, że nigdy siebie nie wydamy przed rodzicami, nadal nas obowiązuje.
        - Nic się nie stało, przepychaliśmy się w drzwiach i się nawzajem trochę poobijaliśmy, nic takiego, sama słyszysz – zdobyłam się na uśmiech. Mama pokręciła jedynie głową.
        - Umyjcie ręce, za 5 minut podaje do stołu – ogłosiła wszem i wobec i wróciła do kuchni.
        - Nie drzyj się tak następnym razem bo w końcu będzie dym na całą chałupę. Tłumaczyłem ci już, że to tylko kolega ,a to że ma sportowe auto to jak mniemam chyba nie jest przestępstwem.
        -Słuchaj nie chodzi mi o to jakimi samochodami poruszają się po mieście twoi znajomi, ale widziałam twojego znajomego i nie wydaje mi się, że po wakacjach traficie do jednej klasy w szkole. No chyba, że się mylę.
        - Nie! Masz rację gość jest starszy ma 21 lat ale dobrze mi się z nim gadało. Tu w Los Angeles ludzie są inni przyzwyczai się siostro.
        -Dobra źle mnie zrozumiałeś, ja po prostu nie chcę żebyś się wpakował w jakieś tarapaty -spokojnie już wiele rzeczy rozumiem, nie pilnuj mnie jak wściekłego buldoga z którym poszłaś na spacer ale zapomniałaś wziąć kagańca ze sobą. Chodź umyjmy ręce i zjemy obiad a później pogadamy o moim znajomym i ci wszystko wytłumaczę zgoda?
       - Zgoda. – na znak zgody przybiliśmy piątkę i zrobiliśmy tak jak zaproponował mikołaj. Umyliśmy ręce po drodze przepychaliśmy się na korytarzu, aż w końcu dotarliśmy do kuchni. Mama na obiad przygotowała moje ulubione danie, znane, pospolite i smaczne spaghetti. Mniam. Zjadłam z dokładką. Po wspólnie zjedzonym obiedzie złapałam Mikiego za przegub, złapałam klucze i telefon, rodzicom krzyknęłam, że oboje wychodzimy. Skierowaliśmy się do parku.
       - W takim razie co to za chłopak? Tylko pamiętaj masz być ze mną szczery, gdzie go poznałeś itd. Chcę wiedzieć z kim mój młodszy słodki braciszek się zadaje. – dałam mu kuksańca i zaczęliśmy się śmiać.
       - Możesz być spokojna. wydaję mi się że to porządny obywatel. Szlajałem się po mieście. Przechodziłem jakąś pusta uliczką i po boku stało to sportowe auto a jego kierowca, próbował coś przy nim robić. Jak się chwile później okazało auto było zepsute. Często w Polsce pomagałem dziadkowi naprawiać tego jego ledwo żyjącego grata naprawiać, więc niejaką wprawę w tym mam. Pomogłem mu widać było że facet mało się na tym zna. Po 5 minutach silnik odpalił. Zapytał czy mnie może gdzieś podwieźć. Spojrzałem na zegarek, dochodziła druga, mama wspominała coś o obiedzie o drugiej więc stwierdziłem, że w sumie fajnie byłoby się przejechać taką bryką więc nie odmówiłem. Po drodze trochę pogadaliśmy. Naprawdę spoko gość, a w ramach podziękowania zaprosił mnie na prawdziwą Hollywoodzką imprezę za tydzień w sobotę u niego w domu. Powiedział, że mogę przyjść z osobą towarzyszącą, może pójdziesz ze mną? Przekonasz się do niego.
         - No nie wiem… może masz rację, pójdźmy razem na tę imprezę poznamy kogoś nowego. Tylko jest jeden warunek… nie narobisz mi siary. Obiecaj, że nie będę musiała za Ciebie oczami świecić.
         - Miałem Cię prosić o to samo… no ale skoro mnie wyprzedziłaś - Skrobiesz sobie, jeszcze chwila i nie pójdę z Tobą nigdzie.
         -W takim razie co powinienem zrobić teraz żeby Cię udobruchać ?
         - Kupić mi porcję lodów – zaśmiałam się, choć naprawdę miałam ochotę na lody.
         - Dobra, za 5 minut wracam.
         - Szybciej… nie każ mi czekać – wystawiłam język w jego stronę. Mike pobiegł w stronę budki z lodami, którą mijaliśmy idąc do parku. Siedziałam na ławce i obserwowałam ludzi dookoła. Dzieci się bawiły, psy się ganiały, potulni staruszkowie siedzieli na pozostałych ławkach. Chwilę później dostrzegłam Iana. Siedział na ławce naprzeciwko trochę po lewo. Cieszyłam się, że znów go widzę ale nie podchodziłam ponieważ czekałam na mikołaja. Gdybym poszła do Iana, mikołaj mógłby mnie nie znaleźć a z tego co pamiętam tylko ja mam telefon przy sobie. Szybko go wyciągnęłam z domu i nie zdążył zabrać swojego. Z zamyślenia wyrwało mnie szczekanie psa. Przy mojej nodze siedział dokładnie ten pies, którego widziałam rano. Sydney – szczerze polubiłam tego psa. Z dala widziałam jak z dwoma rożkami wypełnionymi lodami szedł mój brat. Usiadł obok.
        - Zdążyłaś kupić psa w ciągu 5 minut? Wow, szybko – zaczął się śmiać – Fajny psiak, chyba Cię poubił. Czyj to ?
        - Ymmm… nie wiem – udałam, że bransoletka na moim nadgarstku mnie bardziej zainteresowała. - Sydney! Chodź idziemy!- Ian wstał z ławki i wołał Sydney do siebie, ale ta nie chciała iść. Blondyn się zdenerwował i ruszył w naszą stronę, zapiął psa na smycz i szybko się odwrócił na pięcie. Co jest?! Nie poznawał mnie ? To niemożliwe przecież zaledwie 2 godziny temu ze sobą rozmawialiśmy.
        - Ian, zaczekaj! – nie odwrócił się, wręcz przyspieszył. – Ian, do cholery! – podbiegłam do niego i odruchowo chwyciłam dłoń – Ian, co jest? Coś się stało ?
        - Przepraszam ale oboje z Sydney się spieszymy. Pa… - pa i tylko tyle kurczę wydawało mi się że chciał uciec przede mną. Uraziłam go czymś ? Ehhh… zadufany w sobie Hollywoodzki laluś. Wróciłam do Mike.
        - Co to za gość ?
        - Ymm… pomyliłam go z kimś – zdobyłam się na uśmiech. Robiło się powoli zimno, ale ostatnio spędzaliśmy z Mikołajem tak mało czasu, że cieszyłam się chwilą i nie śmiałam narzekać.
        - No dobra, wiesz co ?
        - Co? Mam się bać ?
- Jak się tak szlajałem po mieście widziałem plakat wesołego miasteczka, może pójdziemy tam teraz? - nie powiem pomysł mi się strasznie podobał, od dziecka lubiłam parki rozrywki ale podobno te amerykańskie są o niebo lepsze.
       - A znasz drogę ?
- Jasne -W takim razie w drogę – naprawdę się cieszyłam. Nasi rodzice pozwalali nam w wakacje wracać do domu o której nam się żywnie podoba. Mieli do nas zaufanie, a my z Mikiem staramy się go nie nadwyrężyć. Po około 15 minutach spacerkiem, dotarliśmy na miejsce. Wesołe miasteczko było ogromne. Popędziliśmy na rollercoster, tunel strachu, kupiliśmy popcorn. Od pewnego czasu czułam się obserwowana. Napotkałam wzrok chłopaka, który spod swojej czapki bejsbolowej bacznie mi się przyglądał. Kiedy zorientował, że się także mu przyglądam, uśmiechnął się promiennie. Próbowałam się powstrzymać, ale uśmiech sam wskoczył na moją twarz.
      - Karolina, chodź! – Mike złapał mnie za ramię i pociągnął w stronę Diabelskiego młynu.
       - Chyba nie sądzisz, że ja na to wsiądę ? – spytałam niepewna.
       - Ja nie sądzę, ja to wiem. – wyszczerzył się i popchnął mnie w stronę kolejki. Super! Czego jak czego ale diabelskiego młynu to ja się bałam. Miałam lęk wysokości. Ale ostatecznie się zgodziłam. Widziałam jak mikowi na tym zależało. Normalnie jak małe dziecko. Ehhh mój kochany młodszy braciszek.
       - Mikołaj możemy chociaż na chwilę usiąść, jesteśmy tu już 2 godziny i od tej pory biegamy od stoiska do stoiska. Błagam!! – teatralnie przed nim uklęknęłam, dla obcych ludzi mogło to wyglądać dość komicznie, ale w tej chwili nie przejmowałam się tymi ludźmi. Było mi zimno, byłam zmęczona i głodna.
       - To może usiądź na ławce a ja pójdę jeszcze raz na diabelski młyn i zaraz do Ciebie wrócę, ok. ? - Dobra. Będę czekała w tym samym miejscu. Kiedy Mikołaj poszedł w stronę kolejki, dosiadł się do mnie …


________________________________________________________________________

Cześć! Jest kolejny rozdział. Mam nadzieję że się podoba. Jak mylicie kto się dosiadł do Karoliny ? ;)

piątek, 21 września 2012

Rozdział 3

Biegłam przez las, byłam zdyszana a pot płynął po mnie strugami. W pewnym momencie las się skończył i nastała ciemność, niczego nie było. Stałam sama pośrodku ciemności, choć miałam wrażenie, że ktoś mnie od dłuższego czasu śledził. Żołądek podszedł mi do gardła… spośród tej ciemności ujrzałam jakąś postać w kapturze a chwilę później rozległ się okropny dźwięk piły mechanicznej…
Obudziłam się z krzykiem, byłam zlana potem a dźwięk imitujący piłę mechaniczną to dźwięk kosiarki. Wstałam z łóżka i podeszłam do okna. Sąsiad z wielkim porannym zapałem kosił trawnik przed domem. Był to mężczyzna przypuszczalnie w wieku moich rodziców. Usiadłam przy oknie i obserwowałam go przez chwilę. Zawsze oglądając amerykańskie filmy, marzyłam o parapecie przystosowanym do siedzenia przy oknie. Tak właściwie cały pokój był urządzony dokładnie tak jakbym chciała. Było bardzo duże w białych i fioletowych odcieniach. Dywan był kremowy, misiowaty, swoją droga bardzo przyjemnie się po nim chodziło, od wschodniej strony pokoju miałam wyjście na balkon, który bym naprzeciwko mojego łóżka. Miałam także własną garderobę a w niej kącik dla siebie, który będzie idealnym miejscem, kiedy będę chciała na chwilę odizolować się od świata. Wpatrywałam się przez okno jeszcze przez jakiś czas, do momentu w którym mój brzuch odezwał się, że domaga się jedzenia. Wsunęłam kapcie na stopy i zbiegłam na dół do kuchni. Przy stole siedzieli wszyscy domownicy.
     - Cześć wszystkim – dałam rodzicom całusa w policzek a z bratem przybiłam piątkę. Zupełnie jak za starych dawnych czasów.
     - Cześć kochanie, śnił Ci się koszmar dzisiaj ? Bardzo głośno krzyczałaś. – spytał z wyraźną troską tata
     - Tak, ale nie ma do czego wracać. Co dziś na śniadanie ? – zmieniłam całkowicie temat. Odkąd pamiętam, zawsze kiedy mi się śniły koszmary, nigdy się nie budziłam, a już tym bardziej nie krzyczałam.
     - Zależy co chcesz, lodówka jest pełna do wyboru do koloru – całe zdenerwowanie, które towarzyszyło mamie cały wczorajszy dzień gdzieś uszło, na szczęście. Była taka smutna, przygnębiona, zupełnie jak nie ona, a dziś już jest tą samą, dawną, radosną kobietą. Bardzo się z tego cieszyłam.
     -W takim razie poproszę płatki na mleku – posłałam mamie ciepły uśmiech. Mama postawiła przede mną miseczkę wypełnioną po brzegi mlekiem i ulubionymi płatkami czekoladowymi. Zauważyłam, że Mikołaj odstawił talerz do zmywarki, zgarnął ze stolika telefon i klucze i skierował się do wyjścia.
     - Ekhm… pierwszy dzień w nowym mieście a ty już znikasz ? Nawet się nie rozpakujesz? – nie ukrywałam tego, że byłam naprawdę zdziwiona. Owszem Mike był osobą towarzyską i szybko nawiązywał kontakty z ludźmi. Uważałam, że czasami aż za szybko, co nie zawsze się dla niego dobrze kończyło. Najczęściej finał był prosty : bójka.
      - Sądzisz, że z uwagi że jesteśmy w nowym mieście, powinienem się zamknąć w pokoju i porządkować wszystko z góry na dół a jak już to skończę to walnę się przed telewizor i jedynymi ludźmi jakich poznam w Los Angeles to będą tutejsi prezenterzy telewizyjni? – miał rację. Cholera jak ja tego nie lubiłam i jeszcze swoją wypowiedź doprawił uniesionymi brwiami co oznaczało że jest pewien, że ma absolutną rację. Ale nie mylił się, miał ją. Musimy się zaklimatyzować, a im szybciej tym lepiej.
      - Nie jasne że nie, idź. A w ogóle wiesz gdzie pójdziesz ? - Przed siebie, poznam nowe miejsca, ciekawych ludzi. Też powinnaś tak zrobić, no chyba, że chcesz się zestarzeć w samotności a to powolny i bolesny proces… - wyszczerzył się jak zwykle a ja powstrzymywałam się od wybuchnięcia śmiechem.
      -Dobra idź już
      - Ale przemyśl to, jak coś jestem pod telefonem, możesz dzwonić a wybawię Cię z opresji – wybuchnął śmiechem
       - Dziękuje , o mój rycerzu. Przemyślę to. Uważaj na siebie. Za Mikołajem zamknęły się drzwi a niedawno skończony temat, wziął w obroty tata.
       -Sądzę, że twój brat ma rację. Powinnaś po śniadaniu się przejść po okolicy. Wcześniej czy później i tak Cię to czeka – jak zwykle przybrał swój ton „mądrego rodzica” ale skoro wszyscy uważali, bo i zerkając na mamę, pomimo, że na ten temat się póki co nie wypowiedziała, widziałam, że w duchu przyznaje rację męskiej części naszej rodziny. A więc trzech na jednego. W takim razie zgoda po śniadaniu się ogarnę i mogę ruszać na podbój LA. Dzień był dziś gorący. Założyłam moją ulubioną kwiecistą sukienkę, która sięgała mi do połowy uda i sandałki w kolorze karmelu. Dobrałam torebkę w identycznym kolorze co buty. Zgarnęłam, klucze, portfel i telefon. Zbiegłam na dół, w biegu poinformowałam rodziców, że wychodzę i nie wiem kiedy wrócę i wyszłam. Tak naprawdę nie wiedziałam gdzie pójść. Ciekawe gdzie poszedł Mike, może go spotka. Mam jedynie nadzieję że znów nie wplątał się w jakieś kłopoty. Skręciłam w prawo w słoneczną uliczkę i szłam cały czas prosto. Chwilę później przeszłam na drugą stronę ulicy gdzie znajdował się ogromny park. Chodziłam parkowymi alejkami. Dotarłam do pięknej marmurowej fontanny. Usiadłam na ławce naprzeciwko fontanny i obserwowałam ludzi.
       - Karolina ?! – spojrzałam za siebie. Mój wzrok napotkał wzrok wysokiego chłopaka z psem. Zaraz, zaraz, przecież to był Ian. Niebieskooki blondyn z samolotu. Myślałam, że na lotnisku widzieliśmy się po raz ostatni.
       - Ian? Hej! Co ty tutaj robisz ? – spytałam kompletnie zdezorientowana.
       - Ekhm…nie widać ? – zaśmiał się – spaceruje z psem. Sydney, chodź poznasz bardzo miłą panią – Sydney jak na zawołanie przydreptała do ławki i usiadła na ziemi tuż koło mnie. Ian postanowił pójść w ślady psa i zajął miejsce na ławce obok mnie.
       - Szczerze mówiąc myślałem, że już Cię nigdy więcej nie spotkam. Próbowałem wyciągnąć od Ciebie numer telefonu ale pobiegłaś za rodziną i nie miałem okazji. Sydney zaczęła lizać mnie po ręku a chwilę później wpatrując się we mnie zaczęła skomleć .
       - Dlaczego tak piszczy ? –zupełnie nie wiedziałam czego czworonożny przyjaciel Iana ode mnie oczekuje. Może chciała się pobawić. Chłopak wyciągnął z kurtki gumową piłeczkę, która za każdym przyciśnięciem piszczała.
       - Rzuć jej, Sydney to dość młody pies. Uwielbia zabawy. – jak kazał tak zrobiłam. Suczka poleciała w kierunku, gdzie piłeczka upadła, złapała ją radośnie w zęby i ponownie przyniosła ją mi. Oboje bawiliśmy się z psem około godziny. Była godzina 14, a ja zgłodniałam.
       - Muszę już wracać, obiecałam rodzicom, że wrócę na obiad. Może jeszcze kiedyś się spotkamy – posłałam blondynowi ciepły uśmiech, odwróciłam przed siebie. Ian nie odpuszczał dogonił mnie.
       - Poczekaj, może dasz mi swój numer, jakbyś chciała poznać lepiej miasto polecam się do usług – wyszczerzył się a pies zawtórował mu szczekaniem. Roześmiałam się.
       - No dobrze –wymieniliśmy się numerami i każde z nas poszło w inną stronę.
Kiedy skręciłam w nasza ulicę, zobaczyłam czarny sportowy samochód, z którego wysiadł jej… brat ? Czy to na pewno był Mike ? Nie wierzyła własnym oczom, podbiegła bliżej. Tak z samochodu wysiadł jej o dwa lata młodszy brat. Co tu jest grane ?
       - Mike! Mike do cholery co to ma być ? – samochód jeszcze stal przed domem a Mikołaj rozmawiał z kierowcą. Odwrócił się w zwolnionym tempie niczym ślimak
       - Karolina, o co Ci chodzi? – pokazał kierowcy na mnie i mu coś szepnął i wtem do obrony mojego brata wkroczył tajemniczy nieznajomy zza kierownicy. Wysiadł z auta.
       - Proszę się na niego nie gniewać. Tylko go podwiozłem
       - Taaa… no właśnie widzę. Sądzę, że nie było to konieczne. Ma sprawne nogi, mógł wrócić pieszo.
Mikołaj chodź już do domu, rodzice czekają na nas z obiadem. – Obróciłam się na pięcie i weszłam do domu. Chwilę później wszedł Mikołaj.
       - O co ty się tak wściekasz? Kumpel mnie podwiózł i tyle – wzruszył ramionami jak gdyby nigdy nic. No pewnie…
       - Kumpel ?! A od kiedy 16-latkowie wożą się po mieście drogimi sportowymi autami, w ogóle ten twój „kolega” nie wygląda mi na chłopca w twoim wieku, przecież on był starszy nawet ode mnie.
       - Zazdrosna jesteś ?! Że ja kogoś poznałem a ty nie ?! – podniósł ton i widac było, że wyprowadziłam go z równowagi
       - Mike nie zrozum mnie źle, ja się tylko martwię o Ciebie. Jesteś moim młodszym bratem i zawsze nim będziesz. – Z kuchni wyłoniła się mama - Co tu się dzieje?! Co to za krzyki? …

______________________________________________________________________

I oto jest kolejny rozdział. Jak się wam podoba ? Pewnie zastanawiacie się kiedy do akcji wkroczą BTR ?? nie martwcie się, już niedługo. Do następnego piątku ;)
Każdy komentarz to dla mnie ogromna motywacja do pracy, więc zostaw ślad po sobie ;)

piątek, 14 września 2012

Rozdział 2

        - Lot do Los Angeles będzie opóźniony o około 20 minut. Za utrudnienia przepraszamy… - w lotniskowych głośnikach przemówiła kobieta o cienkim głosie. Super teraz musimy tu siedzieć i czekać… znów. Na lotnisku pojawiliśmy się za wcześnie aby się nie spóźnić a i tak musimy czekać. Już taki mój ciężki los. Byłam niesamowicie podekscytowana. Prawdę mówiąc, chyba każdy byłby, w końcu zobaczę się z moim ojcem. Minęły 4 miesiące. Dłużyły się niesamowicie. A następne 20 minut były dla mnie niczym 20 dni, jedna minuta jak jeden dzień… i zaczęło się odliczanie. 5 minut,10 minut, 15 minut i nareszcie z zamyślenia wyrwał mnie ten sam cienki głos kobiety z głośników. - Pasażerowie lotu Warszawa-Los Angeles są proszeni do odprawy. Biegiem ruszyłam za mamą i bratem do hali odpraw. Za chwilę okazało się że nie był to dobry pomysł. Przepychając się przez tłum wpadłam na kogoś.
       - Cholera uważaj trochę ! – krzyknęłam w stronę nieznajomego, podniosłam głowę a moje oczy napotkały wzrok, który próbował mnie prześwietlić niczym rentgenem. Nieznajomym był chłopak około 19-letni, miał przepiękne niebieskie oczy w odcieniu niezapominajek, jasne blond włosy postawione na żelu.
       - Przepraszam nic Ci nie jest ? Nazywam się Ian. – Hmmm, Amerykanin, może to i dobrze, że nie zrozumiał co do niego powiedziałam. Wyciągnął rękę i wyszczerzył się. Uśmiech miał zniewalający… „Kurczę nie Karolina przystopuj, koniec podnieś głowę do góry idź na odprawę, rób wszystko tylko się nie zakochuj w dniu odlotu” – zganiłam siebie sama w myślach.
       -Przepraszam, muszę lecieć. – biegiem ruszyłam w stronę widocznie zniecierpliwionej mamy i do brata        - Hej, zaczekaj, jak masz na imię? – blondyn nie dawał za wygraną ale ja mu już nie odpowiedziałam. Uznałam, że nie warto wdawać się dalszą dyskusję. 15 minut później siedziałam już w środku samolotu i cierpliwie choć może nie do końca czekałam na start samolotu. Pech chciał że trafiło mi się miejsce w innym rzędzie niż mamie i Mikiemu. Z drugiej strony i tak będę słuchać muzyki, czytać książkę i przeglądać pisemka. Mój wzrok błądził od pasażera do pasażera, w końcu lepiej wiedzieć z kim się spędzi kolejne godziny życia. Wzrok błądził, błądził i znalazł… nie, nie proszę nie. Schyliłam głowę udając że coś upuściłam i teraz tego szukam. Widać pech będzie mi dziś towarzyszył cały dzień. Niebieskooki blondyn usadził się na miejscu tuż obok mnie.
      -Pomóc?- zapytał śmiejąc się
      - N.. ni.. nie, dziękuję.-wyprostowałam się i usiadłam prosto
      - Dowiem się wreszcie jak masz na imię droga nieznajomo, a może to ty jesteś ten słynny Gal Anonim… i ani jednej zmarszczki aby to udowodnić – Kolejna fala śmiechu. Ta… Gal Anonim chciałbyś chyba chłopcze.
      - Karolina –wyciągnęłam rękę do chłopaka – Wracasz do domu, czy będziesz tylko zwiedzał Los Angeles ? – próbowałam zagadać, jakby nie było trochę czasu ze sobą spędzimy, może dobrze byłoby się ze sobą zapoznać…

      - Hej, Karolina obudź się!! – ktoś złapał mnie za rękę i zaczął mną potrząsać, w rezultacie czego obudziłam się… Zaraz, zaraz, czy to znaczy, że ja spałam. No nie… Ja tu sobie spałam a przystojny blondyn siedział tuż obok, pewnie śmiejąc się ze mnie. Super!
     - Długo spałam ? –spytałam zdezorientowana całą sytuacją
     - Spokojnie, spałaś jakąś godzinę – ale śmiechu nie potrafił ukryć. Cholera!
     - Skoro mam być spokojna, to dlaczego się śmiejesz ? – nie ukrywałam, że ten śmiech wyprowadził mnie z równowagi. Policzki mnie piekły. Super, pewnie wyglądam jak burak. Ludzie kierowali się w stronę wyjścia co oznaczało że jesteśmy na miejscu. Za parę chwil zobaczę tatę, a także nowy dom, miejsce gdzie prawdopodobnie spędzę resztę życia.
       - Karolina! Idziesz czy masz zamiar tu zostać?! – z zamyślenia wyrwał mnie donośny głos mojej matki, która stała i czekała na mnie. Mikołaj zaś stał za nią i ledwo powstrzymywał się od śmiechu.
      - Z czego się tak śmiejesz?! – spojrzałam groźnie na młodszego brata
      - Zakochałaś się w tym blondynie? Jesteś czerwona jak pomidor – szepnął mi na ucho i spojrzał w stronę Iana. Ruszyliśmy w stronę wyjścia i skierowaliśmy się po odbiór bagażów. Mama szła dość szybko. Ledwo za nią nadążałam.
      -Hej, Karolina, zaczekaj! – Chłopak z samolotu krzyknął za mną. Odwróciłam się i pokazałam mamę i brata, co miało znaczyć, że się spieszę i muszę dołączyć do rodziny. Pomachałam mu na pożegnanie. Ehhh… pewnie już nigdy więcej się nie spotkamy. Z drugiej strony znaliśmy się zaledwie kilka godzin, więc nie powinno mi na nim zależeć. Lecz nie było to takie proste jak się zdawało. Kiedy tylko wspominałam jak dobrze nam się rozmawiało, jego szeroki, szczery uśmiech, rozwichrzone blond włosy, oczy o głębokim niebieskim odcieniu, robiło mi się przykro, że nasza podróż się skończyła. Ale dobra już koniec.
     -Karolina co się z Tobą dzieje? Wołam Cię i wołam… a zresztą, już lepiej chodźmy. Tata już pewnie na nas czeka
     -Karolina się zakochała, Karolina się zakochała … - wyśpiewywał pod nosem mój brat.
     - Cholera! Mikołaj zamknij się! Słyszysz co ty mówisz, jak można zakochać się po kilku godzinach?!     Radzę Ci, zamknij się inaczej będziesz miał piekło na ziemi do końca swoich dni! Zrozumiałeś ?! – warknęłam na Mikiego.
     -Dobra, wyluzuj bo Ci się zmarszczki zrobią – na twarzy mojego brata pojawiło się obrzydzenie na samą myśl o zmarszczkach. Kochałam go, zawsze mieliśmy ze sobą świetny kontakt. Wzajemne dogryzanie sobie nie było z naszej strony wcale złośliwe. Jesteśmy rodzeństwem lubimy stwarzać pozory, drących z sobą koty, ludzi.
    - Lepiej chodźmy, zanim mama się wydrze na całe lotnisko. Swoją drogą nie rozumiem dlaczego jest taka zdenerwowana, powinna się cieszyć prawda? W końcu zobaczy swojego dawno nie widzianego męża. Ehhh…nie rozumiem jej, a zawsze twierdzi, że to nas jest trudno zrozumieć Wzięliśmy swoje bagaże i skierowaliśmy się do wyjścia gdzie miał na nas czekać tata. Rozglądałam się uważnie, jakby nie było trudno wypatrzeć jedną, jedyną osobę spośród tłumu tysiąca innych. Byłam ciekawa czy mnie pozna po tylu miesiącach rozłąki, ciekawiło mnie też to czy ja go poznam. Od dziecka mi się wydawało, że dorośli ludzie poza starzeniem się, nie zmieniają się wcale, no chyba, że bierzemy pod uwagę zmianę fryzury. Mój tata był niezmienny od wielu lat. Właściwie go pamiętam jako tego samego, wysokiego, szczupłego i dbającego o siebie mężczyznę. Z zamyślenia wyrwał mnie głos mojego brata.
     - Tataa…!!!! – automatycznie mój wzrok podążył w kierunku, w którym utkwił wzrok mamy i Mikołaja. – rzucił walizki i pobiegł w ramiona taty zupełnie jak mały chłopczyk. Czyli jednak tkwi w nim odrobina dobra…
     - Tato! – podeszłam do taty i wtuliłam się w niego mocno. Może i moje powitanie z ojcem nie było tak mocno entuzjastyczne jak zrobił to Mike ale to nie oznaczało że się nie cieszę. Cieszyłam się, ale wiadomo nie będzie z początku łatwo. Choć mam już plan „b”, jeśli nie uda mi się zaaklimatyzować w Los Angeles, nie poznam nikogo nowego, zostanę totalnym outsiderem.
    - Ale wyrośliście oboje, Mikołaj synu urosłeś, zmężniałeś i tak jakbyś trochę przypakował , mam rację ? Pewnie mam i ja wszystko rozumiem… nasz kochany syn ma dziewczynę – na polikach Mikiego pojawiły się rumieńce, ledwo się powstrzymałam żeby nie wybuchnąć śmiechem.
    – Karolina, moja córeczka. Wyższa, dłuższe włosy ale jak zwykle piękna – no nie no tu lekko przesadzał, teraz już wiem co czuł Mike, choć nasz tata miał to do siebie, że niestety potrafił człowieka zawstydzić, co lepsze nie robił tego specjalnie. Kiedy tata skończył już oględziny mnie i brata objął silnymi ramionami żonę. Wymienili parę powitalnych zdań, poczym skierowaliśmy się na parking. Kiedy dojechaliśmy do domu była godzina 19. Szybko pognałam do swojego nowego pokoju wstawiłam walizki, jutro się rozpakuje dziś już nie mam na to siły. Przeszłam się po domu, był niesamowity, wielki, przestrzenny ale rodzinny. Ogród także był duży pięknie zaaranżowany, najbardziej ucieszył mnie fakt, że posiadamy własny basen w ogrodzie. Już kocham to miejsce.

____________________________________________________________________

Kolejny rozdział już jest. Obiecałam w piątek rozdział, dość późno ale jest. Tekst pochyłą czcionką jest to tekst po angielsku. Jak wam się podoba?

piątek, 7 września 2012

Rozdział 1

Dryńńń. Szkolny dzwonek zadzwonił a wszystkie uradowane twarze skierowały się ku drzwiom wyjściowym. Tak. Był dokładnie czwartek. Tak, ten czwartek na który tak długo wszyscy uczniowie czekali. W szkolnych murach zabrzmiał dzwonek wolności. To nie był zwykły sygnał kończący nudny czterdziestopięcio minutowy wykład nauczyciela. Koniec czerwca zbliżał się nieubłaganie. Dzisiejszy dzień to przepustka do dwumiesięcznego odpoczynku, który chcąc nie chcąc zleci z prędkością światła. Za dwa miesiące trzeba będzie powrócić do szkoły, spędzać pół dnia w szkolnych murach. Tak na dobrą sprawę szkoła jest jak więzienie w którym otrzymujemy codziennie przepustki. Mniejsza o to. Jedna osoba cieszyła się szczególnie na ten dzień ale najbardziej czekała na piątek. Już jutro zobaczy tatę. Tak dawno go nie widziała. Kiedy jej tata dostał propozycję pracy w Los Angeles, nie wahał się ani momentu. Posada, którą otrzymał była taka o jakiej zawsze marzył. Jego decyzje były nareszcie ważne dla innych. Inni liczyli się z jego zdaniem. Był prezesem w polsko-amerykańskiej firmie bankowej. Dzięki tej pracy mógł zapewnić swojej rodzinie lepszy dobrobyt. Już nie musieli się martwić jak żyć aby przeżyć. I to było dla niego najważniejsze, ale robił to z miłości do żony oraz dwójki dzieci. Żona i dzieci to oczko w głowie pana Kobielskiego. W dniu kiedy Tata dwójki wspaniałego rodzeństwa wyjechał do Los Angeles był 12 marca. Zatem minęło nieco ponad 4 miesiące. Rozmowy na skypie nie mogły zastąpić prawdziwej rozmowy, a takowa będzie możliwa już jutro. Karolina wyszła szybkim krokiem ze szkoły. Tak bardzo się cieszyła. Już za 6 godzin będzie startowała samolotem. Szła szybko ale rozglądała się uważnie, bo wiedziała że tych miejsc, tak dobrze znanych jej widoków, prawdopodobnie już nigdy nie ujrzy. Rodzice Karoliny zdecydowali jednomyślnie, że lepiej będzie nie rozdzielać rodziny. Kiedy dziś wyleci do Los Angeles, zamieszka tam na stałe. Wiadomo, wszystko musiała zacząć od początku. Początki zawsze są trudne ale wszystko jest do przeżycia, a kiedy zamykają się za Tobą jedne drzwi, masa innych się przed Tobą otwiera. Mimo wszystko nie smuciło ją to. No tak, tak jasne, ma tu przecież swoje przyjaciółki ale one rozumieją i obiecały sobie, że nigdy nie pozostaną sobie obojętne.
              - Mamooo, wróciłam!!! – wykrzyczałam na progu.
Byłam taka szczęśliwa. Zobaczę tatę, poznam nowe miasto. Miasto Aniołów. Na samą myśl o moim nowym życiu byłam taka szczęśliwa, próbowałam sobie wyobrazić jak to będzie. W myślach moje nowe życie wyglądało cudownie. Ale wiadomo takie historie tylko w filmach.
              – Mamo, gdzie jesteś??!!
              - Tutaj jestem!! – delikatny głos Joanny Kobielskiej, mamy Karoliny i jej brata Mikołaja dobiegał z kuchni. – Karolina pozwól tutaj na chwilę. Mama wyglądała jakby się czymś martwiła. – Czy widziałaś się dzisiaj z Mikołajem w szkole ? Po krótkim zastanowieniu się, Karolinie przypomniało jej się że co prawda widziała brata na szkolnym korytarzu ale jedynie przez 3 pierwsze lekcje.
              - A są jego rzeczy? Może jeszcze nie skończył lekcji. Niepotrzebnie się martwisz. Mówiła to jedynie aby uspokoić i tak już poddenerwowaną mamę.
              - Karolina, przecież doskonale wiesz, że wiem kiedy kończycie lekcje, kiedy wracacie do domu. A kiedy wychodzicie zawsze mnie informowaliście o tym gdzie idziecie i na jak długo . Samolot mamy za 6 godzin, jak on się nie pojawi, to nie wiem co zrobimy – na twarzy pani Kobielskiej pojawił się cień zmęczenia a także i zmartwienie. Córce serce się łamało na widok matki w tym stanie.
             - Próbowałaś do niego dzwonić? Może wysłał Ci wiadomość. Sprawdź
             - Oj nie bądź głupia! Oczywiście że dzwoniłam. Nie wiem co mam robić. Nigdy nie sprawiał takich problemów. Owszem lubi się wyszaleć ale zawsze wiedziałam gdzie jest z kim i o której wróci. Całkowicie nie mam pomysłu co się z tym chłopakiem dzieje. Mam nadzieję, że jest cały i zdrowy.
             - Dobrze, mamo spokojnie. Znam parę miejsc gdzie lubi przebywać, nie są daleko. Pójdę go poszukam, a w drodze obdzwonię jego kolegów. Będziemy w kontakcie.

Karolina doskonale wiedziała gdzie jej brat może przebywać. Od razu się skierowała do klubu, gdzie jej młodszy o 2 lata brat lubił spędzać czas wraz z kumplami. Weszła do pomieszczenia oświetlonego czerwonymi rażącymi światełkami, a w tle grała głośno muzyka. Pomimo czerwonych światełek w klubie było dosyć ciemno. Upłynęła chwila zanim Karolina przyzwyczaiła się do ciemności. Podeszła do stolika gdzie zauważyła kumpli Mikołaja.
           -Hej, Robert jest może z wami Mikołaj – reszta chłopaków, którzy szeptali między sobą „to jego przyzwoitka?” „Miki ma niańkę?” wybuchła śmiechem a ja zmierzyłam ich tylko groźnym wzrokiem.  
          - Ej,ej chłopaki przestańcie to jest jego siostra – ofuknął ich Robert. Robert to dobry przyjaciel mojego brata i podkochiwał się we mnie od 6 klasy podstawówki- Mikołaj poszedł do toalety.
         - Dzięki wielkie – uśmiechnęłam się i poszłam w stronę łazienek. Kiedy już zbliżyłam się do toalet zauważyłam jak dwóch chłopaków bije się a wokół nich zebrało się kółeczko widzów wiwatujących równo. Ale zaraz, zaraz, przecież to jej brat wdał się w bójkę ze starszym o co najmniej 2 lata chłopakiem. Nie mogła uwierzyć, że ludzie zamiast próbować ich rozdzielić, woleli stać i oglądać. Nie wytrzymała, wbiegła w całe centrum zamieszania.
        - Macie się natychmiast rozdzielić. Nie jesteście dziećmi. O co w ogóle chodzi? – Karolina próbowała przekrzyczeć głośną muzykę. W rezultacie chłopcy przestali się bić. – O co poszło ? !
      - Lepiej pilnuj swojego chłopaka! – nawrzeszczał na mnie wysoki blondyn
      - Hej wyluzuj. To mój brat i właśnie wychodzimy. – pociągnęłam mikołaja za rękaw w stronę wyjścia. W tym momencie nie obchodziło mnie czy będzie na mnie wściekły.
     
      - Co ty do licha wyprawiasz ?! – spytałam kiedy wyszliśmy już na zewnątrz – Zdajesz sobie sprawę jak mama się martwiła ?!
      - Przepraszam. Facet miał jakieś problemy się przyczepił że niby z jego laską się spotykam. - Dobra nie wnikam. Chodźmy do domu. Za 4 godziny wylatujemy… 



-------------------------------------------------------------------

Pierwszy Rozdział. Ahhh powiem wam szczerze, że nie wiem czy w ogóle będzie ktoś to czytał no ale napisałam bo chciałam, na chwilę obecną nie wiem ile będzie tych rozdziałów. Planuje je dodawać co piątek więc bądźcie czujni :D Mój nick na twitterze : oxkarolinaxo